LOTTO Team w drugim etapie Rajdu Maroka

LOTTO Team w drugim etapie Rajdu Maroka

Jarek Kazberuk, Robin Szustkowski i Albert Gryszczuk pozostają liderami Rajdu Maroka w klasie samochodów o pojemności do 10 litrów.

Drugi etap rywalizacji dał się jednak polskiemu trio mocno we znaki. Awaria układu wydechowego zmuszała ich do częstych postojów, ale mimo to dotarli do mety przed upływem limitu czasu. Utrzymali też dobre nastroje, bo jak sami podkreślają, udaje im się realizować przedstartowe założenia.

Na trasie odcinka specjalnego z Arfudu do Merzane panowały iście dakarowe warunki. Zmienny teren, duża sekcja wydm i temperatury sięgające 45 stopni Celsjusza. W takich okolicznościach kilkugodzinna jazda to prawdziwe wyzwanie. Zwłaszcza, kiedy co chwilę trzeba się zatrzymywać i wchodzić pod samochód, by wymieniać uszkodzone części.

- Popękały nam mocowania wydechu, który się rozszczelnił, osunął i zaczął dmuchać gorącymi spalinami na przewody pneumatyczne. Te przewody pod wpływem temperatury również zaczęły pękać i dziurawić się. Wymieniliśmy wydech, skierowaliśmy spaliny pod samochód, ale problem ciągle powracał. Te usterki, a w konsekwencji wolniejsza jazda i postoje na naprawy, kosztowały nas około półtorej godziny straty - opowiadał Robin Szustkowski.

- Poćwiczyliśmy pewne elementy. Robin przejechał cały pas wydm, ale to wszystko było przeplatane "robótkami ręcznymi" pod samochodem - mówił Jarek Kazberuk, jednocześnie podkreślając, że takie ciężkie dni doskonale hartują i przygotowują kierowcę na Dakar. - Nie było przyjemnie, ale to również się przydaje. Musimy przyzwyczajać organizm do działania w sytuacji dyskomfortu. Potem łatwiej się znosi wysoką temperaturę, czy długą uciążliwą jazdę w terenie. Tu to wszystko mamy.

Bardziej doświadczony kierowca z duetu Szkoły Mistrzów LOTTO mógł sobie jednak poprawić humor w ostatniej, niemal 90-kilometrowej partii. - Za wydmami postanowiliśmy zamienić się miejscami. Miałem więc dla siebie odcinek dobrej, równej, szybkiej jazdy. Czasem nawet bardzo szybkiej.

Cała, trzyosobowa załoga Unimoga podkreślała również, że nie jest rozczarowana pierwszymi dwoma dniami zmagań, bo udaje im się realizować plan. - Awarie nas nie załamują, bo nie są też bardzo poważne - naprawiamy i jedziemy dalej. Trenujemy - twierdzą zgodnie.

- W poniedziałek czeka nas kawał ciężkiej roboty. Odcinek ma 311 km, a organizator ustala bardzo wyśrubowane limity czasowe. Mamy 8 godzin na pokonanie trzeciego etapu. Stać nas na to, by pojechać nawet w okolicy siedmiu godzin - zapowiada Szustkowski.

- Mam nadzieję, że nie będzie już żadnych przygód technicznych i jazda stanie płynna. To jest ostatnia rzecz, której potrzebujemy do pełni szczęścia, bo zadanie domowe odrabiamy na bieżąco - dodał Kazberuk.


4trucks.pl / LOTTO Team