×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 50.
Od kilku dni do 1,5 godziny ...

Od kilku dni do 1,5 godziny ...

... czyli jak zmieniła się odprawa celna

 

Długopis, kalkulator, maszyna do pisania, brudnopis, dwa grube tomy taryfy celnej i kilka formularzy dokumentów odpraw celnych SAD (Jednolity Dokument Administracyjny), tak wyglądały moje narzędzia pracy, gdy rozpoczynałem swoją przygodę z zawodem agenta celnego, a był to rok 1994.

Doskonale pamiętam swoje pierwsze doświadczenia z tematyką celną. Egzamin państwowy w Głównym Urzędzie Ceł, a zaraz po nim zatrudnienie w agencji celnej w 1994 roku. Pierwsza poważna odprawa celna, jaką mi powierzono – narzędzia i elektronarzędzia - faktura zawierała kilkaset pozycji towarowych przeróżnych narzędzi oraz ich części. Taryfikacja, pogrupowanie towarów według kodów taryfy celnej, policzenie ilości sztuk, wartości, ilości opakowań, mas netto i brutto oraz rozbicie kosztów transportu przy pomocy kalkulatora było tylko preludium. Później trzeba było policzyć wszystkie należności celne i podatkowe, a następnie przenieść wszystkie te dane na formularze SAD (Jednolity Dokument Administracyjny) przy pomocy maszyny do pisania z najwyższą ostrożnością, bo pomyłka oznaczała przepisywanie danych do formularzy od nowa. Ile trwało przygotowywanie takiego zgłoszenia celnego? Nie mniej niż dwa trzy dni.

Następnie kontrola w urzędzie celnym: ręczna rejestracja w księgach ewidencyjnych, sprawdzanie taryfikacji przy pomocy dwóch – grubych, jak książka telefoniczna – tomów taryfy, kontrola poprawności wyliczeń z użyciem kalkulatora. Reasumując, zajmowało to kolejne dwa dni. Potem pozostawały już tylko ewentualne poprawki po stronie agencji, zapłata długu celnego i po tygodniu importer mógł dysponować towarem.

Jeszcze kilkanaście lat temu proces obsługi celnej był niezwykle pracochłonny i czasochłonny zarówno na etapie przygotowania zgłoszeń celnych w agencjach, jak i na etapie kontroli w urzędach celnych. Generowało to kolosalne koszty po stronie importerów i eksporterów.  Szczęśliwie – jeszcze w latach 90-tych – w urzędach i agencjach celnych zagościła informatyzacja. Początki były nieśmiałe i nie niosły za sobą rewolucyjnych zmian. W urzędach pojawił się system ewidencyjny INSPEKTOR, który zastąpił księgi papierowe, jednak nie zapewniał możliwości wymiany danych w czasie rzeczywistym. W agencjach zaś pojawiły się pierwsze komputerowe programy służące do przygotowywania zgłoszeń celnych. Mało doskonałe i wymagające wykonywania bardzo wielu manualnych czynności, ale były.

W kolejnych latach śledziłem uważnie postęp w dziedzinie informatyzacji procesów celnych kontynuując pracę w agencji, a później jako funkcjonariusz celny. Wdrożenie systemów celnych ZEFIR, CELINA, NCTS, czy ECS robiły wrażenie. Możliwość dostępu do danych operacji celnych z każdego miejsca w Polsce w każdej chwili i miejscu, komunikacja z agencjami drogą internetową bez konieczności tworzenia i używania formularzy papierowych – to wszystko wydawało się niesamowite. Oprogramowanie w agencjach celnych ewoluowało w ślad za nowymi systemami urzędowymi. Aplikacje do tworzenia zgłoszeń stawały się coraz bardziej zautomatyzowane, zastępując procesy manualne we wszystkich sferach, w których ingerencja agenta wydawała się zbędna. Jednak - w mojej ocenie –  nasza administracja celna była zawsze krok za administracjami celnymi krajów Europy zachodniej, a agencje celne starały się tylko dostosować swoje oprogramowanie do wymagań nowych systemów wdrażanych przez organy celne.

Powrót do zawodu agenta celnego w 2008 roku w szeregach Rusak Business Services był dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. Pracowałem wówczas w zespole, który miał za zadanie przygotować obsługę celną działalności o wyjątkowej specyfice. Jeden środek przewozowy był wypełniony paczkami dla 10.000 indywidualnych odbiorców w Szwajcarii. Specyfikacja towarowa obejmowała około 30.000 linii, które zawierały się w około 300 kodach taryfy celnej. W latach 90-tych przygotowanie odprawy celnej dla takiej wysyłki zajęłoby więcej niż tydzień. Jednak dzięki współpracy z operatorem logistycznym oraz dostawcą oprogramowania udało nam się stworzyć interfejs, który pozwalał na bez papierowe przenoszenie danych dotyczących wysyłanych towarów z programu magazynowego WMS do naszego systemu obsługi zgłoszeń celnych. Po pierwszych wysyłkach nie mogłem uwierzyć w efekty – na kompletne przygotowanie zgłoszeń celnych wystarczało nam 8 godzin. Eksperyment się udał, a projekt był organizmem testowym do nowych pomysłów, które były wdrażane zarówno do niego, jak i kolejnych przedsięwzięć, w których skala wymagała zaangażowania w pracę dużej ilości agentów, bądź opracowania nowatorskich rozwiązań teleinformatycznych.  Po dwóch latach rozwoju udało nam się skrócić czas przygotowania zgłoszeń do 1,5 godziny!

W każdym następnym projekcie chcieliśmy dać klientowi więcej. Krótszy czas przygotowania, pobieranie danych z serwera FTP klienta, komunikaty zwrotne o zakończeniu odprawy celnej na serwer FTP klienta, nowe formaty plików z danymi, automatyzacja transferów danych itd. W ten sposób obsługujemy aktualnie duże składy celne, fabryki, magazyny i całe centra logistyczne.

Po raz pierwszy w swojej karierze przekonałem się, że praca zawodowa nie musi ograniczać się do nadążania za postępem technologicznym. Mając pomysły, sprawny zespół i możliwości techniczne można zaproponować importerom i eksporterom rozwiązania, które nie tylko są w stanie sprostać wymaganiom systemów administracji celnej, ale także pozwalają uzyskać naszym zleceniodawcom kolosalne oszczędności. Agencji celnych jest wiele i każda może zaoferować przygotowywanie odpraw celnych. Sztuką nie jest jednak standardowe działanie, ale umiejętność zaprojektowania i wdrożenia rozwiązań niekonwencjonalnych.

Autor: Grzegorz Banyś, Dyrektor Regionalny Rusak Business Services