Tragiczny w skutkach transport
Na autostradzie A4 podczas przewozu bydła doszło do dramatycznego zdarzenia.
W naczepie ciężarowej należącej do polskiego przedsiębiorcy doszło do przegrzania łożyska, w wyniku czego zapaliła się opona, a od niej – olej hydrauliczny w pojeździe. Pożar szybko rozprzestrzenił się na całą naczepę, w której znajdowały się byki.
Kierowca na początku sam, a potem z pomocą kolegi, który zatrzymał się widząc pożar, próbował ugasić ogień. Gdy jednak zorientował się, że nie da rady, powiadomił straż pożarną i dopiero przybyli na miejsce zdarzenia strażacy ugasili płonący pojazd.
Wezwani na miejsce przedstawiciele służb weterynaryjnych stwierdzili, że 8 byków uległo spaleniu lub zaczadzeniu. Kolejne dwie sztuki zostały uśpione przez lekarza weterynarii ze względu na ich stan, który określono jako agonalny.
Część autostrady została zamknięta i przy udziale policji i inspekcji transportu drogowego ocalałe zwierzęta przeładowano do innej naczepy. Przeładunek wymagał cięcia pojazdu przez strażaków i trwał wiele godzin.
Dopiero po zakończeniu rozładunku inspektorzy mogli przystąpić do kontroli legalności transportu. Jak się okazało, nie wszystko odbywało się zgodnie z prawem: pojazd, którym był wykonywany przewóz, nie posiadał ważnego sprawdzenia okresowego tachografu (data ostatniej kalibracji to 16.12.2013 r.). Ponadto kierowca w toku kontroli nie okazał żadnego dokumentu przewozowego, zawierającego informację o miejscu załadunku zwierząt. Tłumaczył dość mętnie, że zwierzęta załadował w okolicy Wrocławia, czyli miejsca w którym rozpoczął rejestrację czasu pracy przy użyciu tachografu. W toku czynności kontrolnych inspektorzy ustalili jednak, że zwierzęta pochodzą z terenów Południowej Wielkopolski, z miejscowości Sapieżyn i tam właśnie zostały poprzedniego wieczora załadowane do pojazdu. Kierowca w toku przesłuchania przyznał się, że użył magnesu, aby zafałszować wskazania tachografu i ukryć fakt zbyt długiej podróży, wynikającej z planowanego doładunku kolejnych zwierzą. Próbował ukryć fakt przekroczenia czasu jazdy dziennej i skrócenia odpoczynku.
Kontrola inspektorów będzie dla niego kosztowną nauczką – on sam dostał mandat wysokości dwóch tysięcy złotych. Jego szef zapłaci jeszcze więcej – inspektorzy wszczęli wobec niego postępowanie administracyjne zagrożone karą łącznej wysokości 6,5 tysiąca złotych.
Źródło: GITD